Chevrolet ze znaczkiem SS bardziej elitarny

„SS” - ten skrót prawdziwym fanom aut amerykańskich powinien kojarzyć się nie z brutalnym oddziałem nazistów w okresie II Wojny Światowej, a bardziej z oznaczeniem wyjątkowych, usportowionych modeli Chevroleta. „SS” stanowi bowiem skrót od „Super Sport”, czyli aut o sportowym zacięciu. Dawniej Chevrolety ze znaczkiem „SS” to był gwarant dobrych osiągów i porządnego stada koni mechanicznych pod maską, jak np. takie Camaro SS, Chevelle SS czy też słynna Impala SS. Z upływem czasu siła i prestiż Super Sport bladł, gdyż GM coraz częściej oznaczał tym skrótem nie tylko wzmocnione wersje V8, ale również m.in. pakiet sportowych dodatków, nie mających przełożenia na osiągi, a co za tym idzie frajdę z jazdy. Weźmy np. takiego fabrycznego, doładowanego street racera jak Chevy Cobalt SS, który mocno deptał po pietach swojej azjatyckiej konkurencji, ale później ciężko już było odróżnić go od wersji pseudo-sportowej, a do swoich historycznych braci było mu coraz dalej...

GM Performance Division, czyli sportowy oddział w koncernie GM musiał być świadom tej marketingowej rozpusty, dlatego w ostatnim oświadczeniu udzielonym reporterom, Mark Reuss (vice-szef globalnej inżynierii GM) powiedział, iż w przyszłości należy spodziewać się mniej takich „imitujących” wariantów. General Motors będzie także baczniejszy przy sygnowaniu swoich przyszłościowych wersji logiem SS. Obecna gama Super Sport obejmuje modele Cobalt, HHR, Impala, Malibu, oraz oczywiście Camaro, lecz nie wszystkie z nich na nie zasługują. Corvette to oddzielna liga aut super-sportowych, dlatego tutaj oznaczenie to wydaje się zbyteczne. Całe szczęście znalazł się w koncernie jeszcze ktoś o trzeźwym podejściu do historii, komu nie zależy na marketingowej grabieży dawnego dorobku marki, bo w przeciwnym wypadku kto wie, czy nie doczekalibyśmy się niedługo jakiegoś hybrydowego Volta SS? Koszmar...