Dodge obniżył ceny wybranych modeli - jesień nie taka szara

Żyjemy w takich czasach, że jeśli ceny jakiegoś towaru pójdą w dół, to jest to prawdziwy cud albo nie sprzedaje się on w ogóle, tudzież z zamiarem, że niedługo np. od nowego roku podskoczą jeszcze bardziej w górę. Wariackie czasy, gdzie nawet podaż potrafi napędzić sztucznie popyt, a za 100 PLN mamy ledwie zakryte dno w marketowym koszyku. Choć w ten weekend wybory, to żadnym wypadku nie jest to wstęp do jakiegoś zaszyfrowanego, partyjnego programu wyborczego, bo jakoś tak już się przyjęło, że jak politycy biorą się za motoryzację, to nie może wyjść z tego nic dobrego. Zresztą co oni mogą wiedzieć o jeździe, skoro są szoferowani za „darmowe” paliwo? Przenieśmy się więc do USA, gdzie też nie jest zbyt różowo, ale przynajmniej każdego stać na w miarę porządne auto, czy jego utrzymanie. Mimo, że Amerykanie uzależnieni są od samochodów, a i podwyżki dotknęły też ich, to miło słyszeć, że niektóre modele tanieją. Tak było niedawno w przypadku marki założonej przez braci Horacego i Johna Dodge. Marka z pazurem u Chryslera obniżyła ceny bazowe kilku swoich modeli. Cięcie cenowe objęło roczniki modelowe 2012 nowych, bądź poddanych korektom jakościowym: Dodge Journey, Avenger i Durango. Niestety nie objęło one zmodernizowanych Charger-ów i Challenger-ów (+100 USD obydwa), a także modeli SRT, w których dochodzi podatek środowiskowy (tzw. gas guzzler tax) Najtańszy mini van Journey (EU: Fiat Freemont) American Value kosztuje teraz od 19’795 USD, czyli mniej aż o 3’200 USD w stosunku do MY 2011. Średniej klasy limuzyna Avenger z kolei stoi od 19’745 USD, czyli 250 USD mniej, zaś ciekawy SUV Durango staniał o 200 USD, zaczynając się kwotą 30’045. Szkoda przeliczać na Złotówki, bo można się załamać ile auta otrzymamy za daną cenę, choć nie ma róży bez kolca - obniżki podyktowane są spadkiem zainteresowania wśród wymienionych modeli, choć w końcowym efekcie i tak zyskuje klient.