
Ford Mustang - historia kołem się toczy
Ford Mustang to chyba najbardziej kultowy amerykański samochód osobowy. Oczywiście można się kłócić, że Corvette zasługuje na ten zaszczytny tytuł, albo Dodge Challenger czy Charger, może Plymouth Barracuda.
Pamiętajmy jednak, że gdy Mustang wchodził do produkcji, w Stanach Zjednoczonych produkowano jeden samochód sportowy - Chevroleta Corvette - oczywiście sportowy według amerykańskich standardów. W Europie samochód mający popychaczowy silnik V8 w połączeniu z piórowym resorem poprzecznym z przodu i sztywnym mostem z tyłu znajdował się daleko od standardów wytyczanych przez konstrukcje Ferrari czy nawet Mercedesa. Wracając jednak do Stanów, Corvette była droga, raczej niewielu młodych ludzi mogło sobie na nią pozwolić. Tę szansę wykorzystał genialny menadżer Forda: Lee Iacocca i tak w 1964 roku pierwsze Mustangi zaczęły się sprzedawać jak świeże bułeczki. Nowoczesny wygląd, chwytliwa nazwa i logo i szeroka kampania reklamowa, spowodowały, że juz dwa lata później sprzedano milionowy egzemplaż Mustanga. Składając zamówienie, klient mógł wybierać wsród dostępnych opcji - silniki, skrzynie biegów, zawieszenia, koła, elementy wnętrza - w latach '60 niewielu producentów pozwalało na takie fanaberie.
Druga generacja - 1967-1968 wprowadziła niewiele zmian w wyglądzie, Shelby dalej wyciskał prawdziwą MOC, co zaowocowało powstaniem Mustanga Shelby GT-500, a Steve McQueen testował wytrzymałość wersji Fastback w słynnej scenie pościgu z filmu "Bullitt".
I to by było na tyle, jeżeli chodzi o moje zainteresowanie Mustangami. Fastback z 1968 roku jest najlepszy i basta :)
Jednak z kronikarskiego obowiązku dopiszę jeszcze kilka zdań o tym jak koncern Forda przez lata obniżał zawartość Mustanga w Mustangu, żeby w końcu w 2005 roku pójść po rozum do głowy i... przygotować kopię Fastbacka z 1968 roku!
To co działo się z Mustangiem w latach 1974-1978 (piąta generacja), można tłumaczyć kryzysem paliwowym - jednak najlepiej byłoby przemilczeć. W telegraficznym skrócie: pojawił sie Mustang II. Miał on tyle wspólnego z prawdziwym Mustangiem, co Chevrolet Lacetti z Chevroletem Corvette. Proponowano do niego ekonomiczne, cztero- i sześcio-cylindrowe silniki o mocach od 88 do 140 koni. Doszło do tego, że w Stanach pojawiła się wersja Ghia - biedni amerykanie pewnie nie wiedzieli, że to włoska firma stylistyczna. To z resztą i tak nie ma znaczenia, bo są przekonani, że Włochy leżą gdzieś w Utah albo Nebrasce.
Szósta generacja pojawiła się w 1979 roku. Widać wyraźnie wpływy europejskie - brak chromów, dużo plastiku, tylne światła ukryte za atrapkami przypominającymi osłony przeciwsłoneczne tylnej szyby, uwielbiane w tych czasach przez właścicieli Wartburgów. Moda Disco pełną gębą. Nawet konik z atrapy zorientował się o co chodzi i uciekł, robiąc miejsce jajowatemu znaczkowi Forda. Jedyna dobra wiadomość to powrót kabrioletu w 1983 roku.
Konika udało się złapać dopiero w 1994 roku, wraz z siódmą generacją Mustanga. Fabryka Forda kupiła wtedy nowe, bardzo fajne maszyny wtryskowe do tworzyw sztucznych, co widać patrząc na ten model. Spoilerki, progi. Plastik - wszędzie plastik. Do tradycji nawiązuje jedynie wnętrze - z deską rozdzielczą przypominającą kształtem tę z klasycznych modeli. Zdesperowani redaktorzy magazynu "Car and Driver" przyznali mu w 1996 roku tytuł Car of the Year.
Na 35 urodziny Mustanga Ford przygotował ósmą generację - 1999-2004. Nowa stylistyka, nazwana New Edge, ograniczyła się do zeskrobania krągłości z siódmej generacji. W 2000 roku pojawiła się 385 konna Cobra R, z sześciobiegową skrzynią, fotelami Recaro, sprężynami Bilsteina, amortyzatorami Eibacha - cóż - prawdziwy, amerykański Muscle-Car. Warto wspomnieć, że w 2001 roku pojawiła się kolejna limitowana edycja - Bullitt. Niesposób nie zauważyć pięknego lakieru - identycznego jak w Fastbacku McQueena i... na tym podobieństwa się kończą. Specjalista dopatrzy sie jeszcze podobnego wzoru felg - ale na tym zdecydowanie koniec.
Dziewiąta generacja. Rok 2005 przyniósł nam zupełnie nowego Mustanga - tak pewnie brzmiał slogan reklamowy. A było to tak: w 2000 roku wszedł do kin film "60 sekund", w którym Nicolas Cage z trzęsącymi się dłońmi i kolanami dotykał prawdziwego Mustanga GT500 z lat '60 i nazywał go pieszczotliwie Eleonorą. To musiało zaboleć panów z Forda - krzyczeli - Nikolasie - a nasze New Edge, a fotele Recaro i amortyzatory Bilsteina - jak możesz. Ale Nicolas nie dał się przekonać. Wiec chłopaki w Fordzie pobiegli do piwnicy, odgrzebali plany Fastbacka i tak historia zatoczyła koło i powstał obecnie produkowany Mustang.
Nawet Caroll Shelby splunął przez ramię i zabrał się za grzebanie przy nowym modelu. Tak powstał zupełnie nowy Mustang Shelby GT500. I na tym kończy się nasza historia i tak się zagalopowałem, bo miałem pisać o klasykach. Ale jak się nie zagalopować pisząc o Mustangu...

Dodaj komentarz
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.
Zaloguj się
Komentarze do:
Ford Mustang - historia kołem się toczy






